Problem suszy hydrologicznej – zdążyć przed katastrofą

Problemem suszy hydrologicznej

Polska w ostatnich latach zmaga się z drastycznie powiększającym się problemem suszy hydrologicznej. Woda w naszym kraju była dotąd tania i ogólnodostępna. Pora niestety przyzwyczajać się, że to już tylko wspomnienie. Skala problemu dociera powoli także do świadomości decydentów.

Od niedawna mamy w Polsce pierwszy kompleksowy Program Przeciwdziałania Niedoborowi Wody. Na ile realnie odpowiada on na stojące przed nami wyzwania?

Problem jest na tyle dotkliwy, że np. Berlin i Brandenburgia badają możliwości pompowania wody z Morza Bałtyckiego. Mówił o tym ostatnio podczas debaty w landtagu minister środowiska Brandenburgii Axel Vogel (Zieloni). Morską wodę oczywiście trzeba odsalać, co rodzi niemałe dodatkowe koszty. 

Wywołane zmianami klimatu pustynnienie i degradacja gruntu to już codzienność na południu Europy. Powodują klęski żywiołowe, mniejszą produkcję żywności, spadek żyzności gleb, ograniczenie naturalnej odporności gruntów i gorszą jakość wód. Niestety z każdym rokiem zjawisko to postępuje dalej na północ. Ekstremalne zjawiska pogodowe i wywołane nimi coraz częstsze susze, na przemian z podtopieniami i powodziami są coraz większą zmorą także w naszym regionie Europy.

Groźna susza hydrologiczna

Boleśnie odczuwana w Polsce susza hydrologiczna to jeden z trzech typów tego zjawiska. Polega na zmniejszaniu się zasobów wód powierzchniowych i obniżaniu poziomu zalegania wód podziemnych. Przyczynami, oprócz zmian klimatycznych i niskich zasobów wody wynikających z naturalnych cech środowiska, są także ciągły wzrost zapotrzebowania na wodę oraz jej zanieczyszczenie i degradacja środowiska. Rodzi to określone skutki społeczne, ekonomiczne i środowiskowe. Skala problemu? W Polsce mamy jedne z najmniejszych zasobów wody w Europie (za nami są tylko Czechy, Cypr i Malta). Nasze zasoby są na poziomie 1600 m3/na osobę. Dla porównania, na jednego Europejczyka statystycznie przypada około 4500 m3 wody,

– Poza suszą hydrologiczną w Polsce zmagamy się jeszcze z dodatkowym problemem, jakim jest brak społecznej świadomości co do skali zagrożeń i bezpośrednich skutków – mówi Anna Burza, p.o. dyrektora Departamentu Polityki Ekologicznej, ESG i Taksonomii w Banku Ochrony Środowiska. – Nasze lekceważenie wynika z przyzwyczajenia, że woda jest tania i ogólnodostępna. Zderzenie z rzeczywistością może być jednak bolesne – ostrzega ekspertka. 

Program przeciwdziała niedoborowi wody na lata 2022-2027

Przyjęty w sierpniu „Program przeciwdziała niedoborowi wody na lata 2022-2027 z perspektywą do roku 2030” to pierwszy w naszym kraju dokument strategiczny kompleksowo opisujący niezbędne działania na rzecz retencji wody. Program uwzględnia wszystkie rodzaje retencji: sztuczną i naturalną oraz wskazuje działania ukierunkowane na jej zwiększenie. 

Celem programu jest przede wszystkim wzrost wielkości retencjonowanej wody, a także zwiększenie powierzchni i poprawa warunków dla ekosystemów wodnych i od wód zależnych, poprawa dostępności zasobów wodnych dla rolnictwa oraz wzrost świadomości społecznej dotyczącej znaczenia retencjonowania i oszczędzania wody. 

Wymiernym efektem programu ma być osiągnięcie do 2027 roku 15 proc.zretencjonowanej wody (obecnie ok. 7 proc.) w odniesieniu do średniego rocznego odpływu wód do Morza Bałtyckiego z obszaru Polski. Tj. zwiększenie retencji o ponad 5 mld m3 rocznie.

Program przewiduje 14 typów działań. Trzy związane z inwestycjami hydrotechnicznymi, pięć ukierunkowanych na poprawę retencji na obszarach rolniczych, dwa ukierunkowane na zwiększenie retencji leśnej, dwa dotyczące renaturyzacji oraz po jednym przeznaczonym dla obszarów miejskich i pokopalnianych. W efekcie powstanie 727 inwestycji, w tym 94 obiektyretencjonujące wodę (zbiorniki) i 633 obiekty kształtujące retencję (jak budowle piętrzące, regulacyjne). Dodajmy, niektóre z tych inwestycji zostały już rozpoczęte.

Koszt wdrożenia? Nie mniej niż 40-50 mld zł.  No i tu pojawiają się istotne wątpliwości, skąd wziąć tak olbrzymie środki? Zgodnie z założeniami, środki na ten cel pochodzić mają z funduszy europejskich, pożyczek lub kredytów udzielanych przez międzynarodowe instytucje finansowe. Także z budżetu państwa, innych jednostek państwowych i samorządów oraz pieniędzy prywatnych. Jednak kilkadziesiąt miliardów to nadal kwota nieco abstrakcyjna, zważywszy na równolegle realizowane przez państwo wydatki na transformację energetyczną, transfery socjalne, czy program modernizacji polskiej armii. Uda się? Tylko jeżeli świadomość problemu z wodą stanie się powszechna…

Problem suszy hydrologicznej: na ratunek „Moja Woda”

Działania, żeby do oszczędzania wody przekonać samych obywateli mają dwa oblicza – jest kij i jest marchewka. Mamy zatem tzw. podatek od deszczówki, ale też zachętę w postaci hojnych dopłat do przydomowej retencji z programu „Moja Woda”.

W 3. edycji programu „Moja Woda” beneficjenci mogą otrzymać dotacje nawet do 6 tys. zł, chociaż na nie więcej niż 80 proc. kosztów kwalifikowanych inwestycji. Jego pierwotny budżet wynosił 130 mln zł, jednak Ministerstwo Klimatu poinformowało, że zwiększy się on o kolejne 100 mln. Także w obu wcześniejszych edycjach pula wynosiła po 100 mln.

Program skierowany jest do osób fizycznych będących właścicielami, współwłaścicielami lub użytkownikami wieczystymi nieruchomości, na której znajduje się budynek mieszkalny jednorodzinny, z wyłączeniem nieruchomości, dla której udzielono już dofinansowania z poprzednich edycjach programu „Moja Woda”.  

Dotacje można otrzymać do zakupu, dostawy, montażu, budowy, rozbudowy, uruchomienia następujących instalacji: do zbierania wód opadowych lub roztopowych z powierzchni nieprzepuszczalnych nieruchomości, tj. z dachów, chodników, podjazdów (np. łapacze, wpusty, osadniki rynnowe, odwodnienie liniowe, przewody odprowadzające wody opadowe bez rynien i rur spustowych); do magazynowania wód opadowych w zbiornikach (np. szczelne zbiorniki podziemne i naziemne) o sumarycznej pojemność minimum 2 m sześc.; do retencjonowania wód opadowych w tym roztopowych w gruncie (np. rozszczelnienie powierzchni nieprzepuszczalnych, studnie chłonne, drenaż, skrzynki rozsączające, zbiorniki otwarte); do retencjonowania wód opadowych w tym roztopowych na dachach – „zielone dachy” (warstwa drenażowa) bez kosztów nasadzeń; do wykorzystania retencjonowanych wód opadowych lub roztopowej (np. pompy, filtry, przewody, zraszacze, sterowniki, centrale dystrybucji wody, inne instalacje umożliwiające zagospodarowanie wody z istniejącego/nowobudowanego w ramach inwestycji zbiornika. 

Opłata deszczowa pomoże

Jest też wspomniany kij. Bowiem rezygnację z betonozy i budowanie systemów retencyjnych na właścicielach nieruchomości ma wymuszać wprowadzona w 2018 obligatoryjna opłata deszczowa tzw. podatek od deszczówki. Dotyczy ona nieruchomości o powierzchni powyżej 3500 m2, zabudowanych w co najmniej 70proc. i niepodłączonych do kanalizacji. Roczna stawka tej opłaty wynosi maksymalnie od 10 gr do 1 zł za m2. Uzależniona jest od zastosowanych środków na rzecz wchłaniania odpowiedniej ilości wody deszczowej czy wód roztopowych. Dolegliwość „podatku” nie jest może na razie bardzo wysoka. Jednak trwają już prace legislacyjne nad podniesieniem stawek, a także objęciem nią wszystkich właścicieli nieruchomości, których powierzchnia jest większa niż 600 m2 o zabudowie co najmniej 50 proc. powierzchni gruntu.

Autorami tekstu są: Stanisław Lutyk oraz Jakub Lutyk