Teoretycznie batalia o zniesienie zasady 10H ograniczającej rozwój lądowej energetyki wiatrowej dobiega końca. Ze strony obozu władzy płyną deklaracje o szybkim uchwaleniu zmian w przepisach. Radości z taniej czystej energii możemy jednak nie uświadczyć. Zasada 10H – mówiąca o lokowaniu wiatraków w odległości od zabudowań nie mniejszej niż dziesięciokrotność ich wysokości zastąpiona ma być minimalną odległością 1 kilometra. W praktyce oznacza to utrzymanie zamrożenia energetyki wiatrowej.
10H: jak 500 metrów zmieniło się w 1 km?
Prace nad ustawą 10H trwały od kilkunastu miesięcy. W konsultacjach zarówno strona rządowa, jak i samorządowa zaakceptowały zapis o 500 metrach. Taki zapis wzbudził jednak duży opór w części koalicyjnej większości. Dlatego projekt ustawy utknął w sejmowej zamrażalce. Teraz, walcząc o odblokowanie środków z KPO, zdecydowano o powrocie do ustawy. Znalazła się w niej jedna wspomniana wyżej zmiana. A ta powoduje, że ustawa nie zmienia w praktyce nic w obecnym stanie prawnym i wydaje się wyłącznie zagrywką propagandową.
Walka o 22 GW nowych mocy
Jak wynika z analiz Instytutu Energetyki Odnawialnej, odległość 500 m zagwarantuje nowe GW z wiatru już w ciągu 2 lat. W kolejnych latach potencjał energetyki wiatrowej na lądzie wyniesie nawet do 22 GW. Zmiana odległości na 1000 metrów oznacza nawet do pięciu razy mniej energii z wiatru w systemie.
Wojna z wiatrem, wojna ze słońcem, wojna z OZE
Nowelizacja ustawy odległościowej nie jest jedynym ciosem, jaki branża OZE otrzymała w ostatnim czasie od rządzących. Pamiętać należy o specustawie gwarantującej regulowane ceny prądu. Pomimo mówiących wspólnym głosem przedstawicieli branży wiatrowej i fotowoltaicznej nie wyłączono spod jej jurysdykcji długoterminowych kontraktów na dostawę energii zawieranych bezpośrednio pomiędzy wytwórcami a odbiorcami.
Kolejnym, uderzającym w branżę instrumentem było ustalenie cen maksymalnych po których wytwórcy energii z OZE mogą ją sprzedawać. Odbiega ona w znaczny sposób od sugerowanej przez Komisję Europejską kwoty zagrażając biznesowym założeniom inwestycji w źródła odnawialne. Ta ostatnia kwestia szczególnie dotyka wielkoskalową fotowoltaikę.
Tani prąd zmniejszy inflacje…
Dla wszystkich jest chyba już jasne, że zwiększenie udziału OZE oznacza spadki cen energii. W sytuacji walki z rekordową inflacją nie można odcinać dopływu taniego prądu zarówno dla obywateli, jak i dla gospodarki. Doraźnie problem ten rozwiązały zamrożone ustawą o środkach nadzwyczajnych ceny energii. Jednak jest to rozwiązanie przejściowe (przestanie ona obowiązywać na koniec 2023). I tym bardziej uzasadnione wydaje się znoszenie barier dla inwestycji w zieloną energię, a nie konserwowanie modelu gospodarki opartego na paliwach kopalnych
…. i utrzyma polskie firmy w globalnych łańcuchach dostaw
Pozostaje jeszcze kwestia ESG. Polska jest kluczowym krajem, jeżeli chodzi o łańcuchy dostaw dla wielu globalnych branż. Wytwarzane w naszym kraju komponenty trafiają m.in. do producentów samochodów czy mebli. Z naszych produktów korzysta światowy przemysł spożywczy, chemiczny czy budowlany. Wymogi dotyczące raportowania czynników środowiskowych oraz dążenie globalnych koncernów do neutralności klimatycznej w zakresie scope 3 (emisje pośrednie, czyli te związane z łańcuchem dostaw) spowodują, że dostęp do energii z OZE może być warunkiem przetrwania dla wielu krajowych producentów.