Ostateczna deklaracja 27. edycji Konferencji Klimatycznej ONZ, która zakończyła się w Sharm El Sheikh w Egipcie (COP27) nie jest przełomem. Nie znalazły się w niej żadne deklaracje dotyczące rezygnacji z paliw kopalnych i wzmocnienia ambicji ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Uwagę zwraca natomiast umieszczony w deklaracji mechanizm „loss and damage”.
Jak się wydaje najistotniejszą wartością szczytu COP27 jest porozumienie w sprawie strat i szkód (tzw. mechanizm „loss and damage”). Zakłada on, że bogate, rozwinięte kraje – zdecydowanie najwięksi emitenci na świecie – zapłacą biedniejszym państwom za szkody poniesione w wyniku zmieniającego się klimatu.
Sukces po 30 latach
Porozumienie to było postrzegane jako sukces, ponieważ kraje mniej rozwinięte – które najczęściej ponoszą ciężar powodzi i suszy – zabiegały o nie od trzydziestu lat.
Wciąż jednak w tej sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Na przykład, nie wiemy jakie kryteria spowodują wypłatę od tych bogatszych krajów? Jak bogate kraje mają zamiar zebrać pieniądze? I po prostu czy wystarczy środków finansowych.
Żeby uzmysłowić skalę problemu wystarczy przytoczyć taki fakty. Powodzie, które spustoszyły Pakistan na początku tego roku, spowodowały szkody o wartości 30 mld dolarów. Tymczasem – ewidentnie jeden z najbogatszych uczestników szczytu – Unia Europejska zaoferowała wkład w wysokości 60 mln euro.
COP27: nie ma odejścia od paliw kopalnych
Wiele krajów liczyło na to, że zostanie podjęta wiążąca uchwała o rozpoczęciu wycofywania paliw kopalnych. Nie udało się tego uzgodnić. Co znamienne, przemysł paliw kopalnych był w tym roku bardziej widoczny niż na poprzednich szczytach. Liczba uczestników związana z tym sektorem wzrosła ¼ w stosunku do szczytu z Glasgow.
Jedyne co w kwestii paliw kopalnych jest pewne, to fakt, że będzie to kwestią zapalną podczas kolejnych konferencji klimatycznych. A jako że COP28 ma się odbyć w przyszłym roku w Dubaju można oczekiwać, że przemysł naftowy będzie w uprzywilejowanej pozycji w negocjacjach.