Co się wydarzyło, że pojawił się konflikt pomiędzy mieszkańcami a turystami? Czy to tylko pozory, czy też pytanie jest zasadne?
Odpowiedzią jest zjawisko zwane “over tourism”. Jest ono związane z masową turystyką, która często przerasta możliwość obsługi zarówno przez duże miasta, jak i mniejsze miejscowości turystyczne. Przeglądając rodzinne zdjęcia, natrafiłem na fotografię mojej żony z Rzymu zrobioną w pierwszej połowie lat 90-tych. Plac przed Panteonem był prawie pusty, mimo że był to lipiec. Poszukałem wiarygodnych statystyk w internecie i okazało się, że liczba turystów w ciągu tych prawie 30 lat wzrosła ponad 25 razy. Jak radzić sobie z takim wzrostem liczby gości w mieście?
Over tourism i jego konsekwencje
Wiele już napisano na temat over tourism’u i jego negatywnych konsekwencji. Takie pojęcia, jak gentryfikacja na stałe weszły do słownika ludzi zajmujących się nie tylko turystyką. Innymi skutkami są również: drogie mieszkania, czy utrudniony wynajem długoterminowy. To znacznie utrudnia życie, tych którzy przyjechali do danego miasta do pracy. Hałasy w nocy i agresywne zachowania pijanych turystów w godzinach nocnych to kolejna z wielu negatywnych konsekwencji. Za przykład może posłużyć choćby Amsterdam nękany przez hordy pijanych gości z Wysp Brytyjskich, którzy uprzykrzają życie mieszkańcom.
Wiele lokalnych społeczności mówi stop! Znane są przykłady akcji społecznych mieszkańców metropolii dotkniętych tymi problemami. W 2017 roku w Barcelonie odbył się protest mieszkańców pod hasłem „Turyści do domu, witamy uchodźców”. Znane są także protesty mieszkańców Wenecji, zalewanych falami nie tylko morza, ale i turystów. Czy chociażby oddolna inicjatywa Berlińczyków, którzy zmusili władze landu do zorganizowania referendum. Jego celem było wymuszenie na władzach powstrzymania hurtowego zakupu nieruchomości przez korporacje finansowe, a nawet wywłaszczenia ich ze stolicy Niemiec.
Czy istnieje lekarstwo na takie negatywne zjawiska? Jakie – o ile są – skuteczne są restrykcje administracyjne? Czy rację mają władze Wenecji, wprowadzając opłatę za wejście do miasta w wysokości nawet 10€? A może skuteczna jest informacja, edukacja i miękkie narzędzia? Nie ma jednoznacznych odpowiedzi na te pytania. Różne miasta podejmują odmienne decyzje. Czas pokaże ich skuteczność.
Problemy są jednak na tyle poważne, że każde miasto musi stworzyć własną strategię rozwoju zrównoważonej turystyki. Taką, która będzie podstawą do podejmowania skoordynowanych i długofalowych działań, mających na celu wstrzymanie lub ograniczenie negatywnych skutków over tourismu. Konieczna jest ścisła współpraca lokalnych władz z miejscowymi przedsiębiorcami, nie tylko w branży turystycznej.
Pierwsze kroki Krakowa
Są już pierwsze pozytywne przykłady takich działań w naszym kraju. Kraków opracował i wprowadził w 2021 roku „Politykę zrównoważonej turystyki”. Jej głównym celem jest wspieranie turystyki, która przynosząc korzyści miastu i (lub przede wszystkim) społeczności lokalnej, nie szkodzi jego dziedzictwu kulturowemu i środowisku przyrodniczemu. To pierwszy duży krok we właściwym kierunku. Miejmy nadzieję, że nie jedyny. Już widać w dawnej stolicy Polski pozytywne skutki działania tej strategii.
Przy planowaniu działań przez samorządy, należy brać pod uwagę również lokalną gospodarkę. To turyści dają pracę, pieniądze na życie i rozwój wielu przedsiębiorcom i ich pracownikom. To dzięki przychodom z turystyki nastąpił szybki wzrost wielu miast. Atrakcyjność turystyczna przyciąga też inwestorów zewnętrznych, co sprzyja trwałemu rozwojowi.
Nie sposób zatem jednoznacznie ocenić, czy miasta należą do mieszkańców czy turystów. Kluczowe jest zachowanie równowagi pomiędzy często sprzecznymi interesami. Pomocnym narzędziem do osiągnięcia tego celu jest wdrażanie strategii zrównoważonego rozwoju i zaangażowanie wszystkich zainteresowanych.